» Biblioteka Jedynego » Grimoire Mistrza Gry » San Virgado

San Virgado


wersja do druku
Redakcja: Joseppe

Wiara czyni cuda. To zdanie nie raz sprawiło, że udawało się osiągnąć coś, co zdawało się być niemożliwe. Dziś w San Virgado, małym miasteczku w Kordzie, słowo to staje się ciałem – każdego roku za sprawą świętej relikwii zdarzają się tu cuda, a do miasta ściągają setki ludzi, chcących ich doświadczyć. Jednak nawet w miejscu dotkniętym przez Jedynego, znajdą się ludzie, których niegodziwość i zwyrodnienie skażą uświęconą ziemię. To właśnie jest San Virgado, gdzie żarliwa wiara idzie ramię w ramię z występkiem i zbrodnią.

Relikwia


Święty Doregard z Marne był doryjskim rycerzem, walczącym na froncie agaryjskim, słynącym z odwagi i zuchwałości. Często dokonywał brawurowych wypadów na terytorium wroga wraz ze swoją wierną drużyną. U krańca swego żywota zapuścił się znacznie dalej, niżby nakazywał tego zdrowy rozsądek i tam zginął, otoczony przez wrogów. Garstce jego wojów udało się wyrwać z obławy, by potem wrócić na pobojowisko w celu zabrania szczątek swego wodza. Już wtedy dziwnym im się wydało, że zmarły ściskał kurczowo dłoń na swym mieczu, powinien go był bowiem wypuścić w chwili śmierci. Nie zechciał go również i potem wypuścić, pomimo usilnych starań rycerzy, chcących przewieźć jego ciało do Dominium i pochować je w uświęconej ziemi. Co też uczynili, niepomni niebezpieczeństw, które na nich czyhały, a ku ich wielkiemu zdziwieniu i uldze do konwoju nie zbliżyło się żadne deviria. Gdy wrócili do swej twierdzy okazało się, że choć całe ciało – mimo wykonanego naprędce balsamowania – było już mocno nadgniłe, to dłoń ściskająca broń pozostawała nienaruszona. Powróciła przy tym do stanu, w którym zapewne znajdowała się, gdy Doregard miała około 20 lat. Dopiero jednak gdy ciało spoczęło na katafalku, mięśnie w końcu rozluźniły i pozwoliły broni upaść. Rycerz mógł zakończyć swą służbę.

Duchowni uznali całą rzecz za oczywisty cud i zdecydowali się wysłać dłoń do Sarantu, by tam została przebadana i ewentualnie przechowywana. Tak też się stało i przez następne kilka wieków relikwia – wciąż w niezmienionym stanie – albo trafiała na krucjaty, albo stanowiła prezent dla jakiegoś monarchy, a w obu przypadkach miała zwrócić łaskawe oko Jedynego na obdarowanego. Ostatecznie trafiła do Kordu, podczas kampanii nildheimskiej podarowana Wolfgangowi de Calanthe przez papieża.

Już na samym początku tej wojny doszło do wielkiej bitwy z pogańskimi siłami. W czasie gdy na równinie rozgorzała zacięta walka, do głównych sił zdążał spory hufiec ciężkiej jazdy złożony z pospolitego ruszenia ze wschodu Kordu, któremu przewodził niezwykle obrotny szlachcic Gervardt de Mertalia. Podczas pochodu rycerze natrafili nagle na duży oddział Nildheimczyków, idący z odsieczą głównym siłom. Choć wróg miał znaczącą przewagę liczebną, de Mertalia nie namyślał się wiele, tylko poderwał oddział do szaleńczego galopu i uderzył na nieprzyjaciela. Dzięki swej odwadze i ogromnym zdolnościom taktycznym udało mu się rozbić i rozpędzić wrogie oddziały, zabijając uprzednio każdego, kto tylko trafił pod miecz. Następnie opromieniony chwałą hufiec de Mertalii przybył do obozu kordyjskiej armii, która również odniosła zwycięstwo. Cesarz był niezmiernie wdzięczny szlachcicowi za usunięcie zagrożenia, które mogło doprowadzić do klęski, gdyby nildheimska odsiecz uderzyła na kordyjczyków od flanki. W ramach podziękowania de Calanthe zaoferował de Mertalli dowolną rzecz, jakiej tylko ów sobie zażyczy. Gervardt zaś, by podziękować Jedynemu za swe zwycięstwo, poprosił jedynie o relikwię, mając jednocześnie nadzieję, że Bóg nadal będzie by mu sprzyjał.

Cóż, tyle mówią kordyjskie podręczniki historii. Trudno jednak uwierzyć choćby w to, że genialny strateg, jakim był de Calanthe, zostawił flankę swej armii niebronioną. Rzeczywistość była nieco inna – pospolite ruszenie specjalnie spóźniło się na bitwę, by wziąć udział tylko w dorzynaniu wroga, a nie prawdziwym starciu. Konni faktycznie napatoczyli się przypadkiem na Nildheimczyków i to głównie dlatego, że de Mertalia nie wystawił żadnej szpicy. Uderzenie powiodło się zaś dzięki temu, że wróg szedł pozbawiony jakiegokolwiek szyku, chcąc jak najszybciej dotrzeć na miejsce bitwy. Z tego powodu nie miał szans wytrzymać szarży ciężkozbrojnych, którzy dosłownie przejechali po nieprzyjacielu. Jeśli chodzi o flankę armii cesarza, to w trakcie całej bitwy była broniona przez rycerzy de Savierry, przez co de Calanthe nie mógł wykorzystać ich w walce i zmuszony był żmudnie rozbijać oddziały wroga ciężką piechotą. Na wieść o tym, że przez de Mertalię było to zupełnie niepotrzebne, cesarz wpadł w szał. Nie mogąc go jednak ukarać, postanowił – w ramach podziękowania – podarować mu relikwię św. Doregarda, która i tak okazała się w trakcie działań wojennych zupełnie bezużyteczna. Wręczył ją człowiekowi, który w kościele był tylko na swoim własnym chrzcie, kleru wprost nie znosił, a z jedynym rozmawiał tylko, gdy lżył go najgorszymi z kordyjskich przekleństw.

Chcąc nie chcąc de Mertalia przyjął relikwię i odesłał do San Virgado, gdzie znajdowała się jedyna katedra na terenie należących do niego włości. Jakież było jego zdziwienie, gdy po przybyciu do domu po wojnie okazało się, iż w miasteczku nastąpił cud i to niejeden. Wkrótce nastąpił kolejny, gdy podczas mszy chromy wstał ze swego łoża, a nastąpiło to na oczach de Mertalii. Inny człowiek zapewne natychmiast nawróciłby się i do końca żył w głębokiej wierze, Gervardt zaś zwietrzył interes życia. Tymczasem wieść o cudach niosła się po kraju i świecie. Uczeni na wyścigi zaczęli badać życie św. Doregarda. Wkrótce okazało się, że rycerz częściej niż samą walką zajmował się niesieniem prawdy i pomocy poganom, lecząc ich i nauczając o dobru Jedynego. Tym można było tłumaczyć uzdrowienia dokonywane jej mocą i fakt, że dotychczas nie ujawniła swej mocy, wysyłana na wojny, zamiast pomagać zwykłym ludziom.

Od tego czasu nastąpiło kilkaset uzdrowień. Do San Virgado, gdzie gorąca i żarliwa wiara miesza się z chciwością i miałkością ludzi, ściągają rzesze pielgrzymów, prosząc o błogosławieństwo lub błagając o cud, nabijając kiesę tym, którzy władają miastem…

Miasto


Od czasu gdy de Mertalia wysłał relikwię do zawdzięczającego swą nazwę imieniu popularnego świętego miasteczka, przeszło ono zadziwiającą przemianę. Pomimo faktu, iż liczba stałych mieszkańców wzrosła tylko nieznacznie, granice San Virgado gwałtownie się poszerzyły, wiele domów zostało przebudowanych, a jeszcze więcej wzniesionych od podstaw. Prócz tego miasto przy swoich trzech tysiącach mieszkańców posiada największe zagęszczenie karczm i gospód, a wszystko po to, by móc pomieścić pielgrzymów, którzy przybywają do sanktuarium. Mało kto wie jednak o tym, że znakomita ich większość – a już na pewno wszystkie w ścisłym centrum San Virgado – należą bądź do de Mertalii, bądź do biskupa, którzy od lat prowadzą ścisłą współpracę, dyktując ceny w całym miasteczku i napełniając swoje kiesy. Co jakiś czas znajduje się kilku kupców, którzy próbują przełamać ten monopol, ale dwójce wspólników zawsze udaje się w ten, czy inny sposób przekonać ich do zaprzestania szkodliwej działalności, nie przebierając przy tym zanadto w środkach – w grę wchodzą więc zastraszenia, pobicia i szantaże.

Wokół miasteczka zwykle koczuje grupa równie duża jak ta, która mogła pozwolić sobie na luksus spania w karczmie. Dla tej albo zabrakło miejsca, albo ceny okazały się zbyt wygórowane. To pierwsze zdarza się jednak dość rzadko, zważywszy na ilość gospód przeróżnej jakości – od luksusowych zajazdów, po podłe noclegownie z wieloosobowymi dormitoriami. Niemniej drugi problem jest na tyle powszechny, że San Virgado przez większą część roku otoczone jest obozowiskiem stworzonym przez uboższych pielgrzymów. Nie należy ono do zbyt bezpiecznych miejsc, bo poza kilkoma głównymi trasami nie jest patrolowane przez straż, a trafiają tutaj ludzie przeróżnego autoramentu. Straży w tak małym miasteczku jest generalnie zbyt mało, by móc zająć się wszystkimi problemami, więc porządku pilnują też oprychy wynajęte przez biskupa i de Mertalię, będący w rzeczywistości są dwoma gangami, które podzieliły miasteczko na strefy wpływów. Każdy z nich dba o to, by na zajmowanym przez siebie terenie nielegalnymi interesami nie zajmował się nikt za wyjątkiem swoich i to też w granicach wyznaczonych przez ich mocodawców.

Najważniejsze miejsca w San Virgado to:

  • Sanktuarium - Jest to doryjska katedra, której udało się uniknąć przebudowy głównie ze względu na skąpstwo Gervardta de Mertalii. Jego syn do spółki z biskupem co jakiś czas zapowiadają jej przebudowę, ale na obietnicach się kończy, bo żaden z nich się do tego tak naprawdę nie kwapi.
  • Dom pielgrzyma – Ten duży zespół budynków znajduje się we wschodniej części miasta stanowi potężną noclegownie z wieloma dormitoriami dla mężczyzn i kobiet, prowadzoną dla niezbyt zamożnych podróżnych.
  • Urząd inkwizycji – Tutejsza dwójka inkwizytorów nie ma zbyt wiele do roboty, ze względu na moc relikwii, która odstrasza deviria i utrudnia w znaczący sposób rzucanie zaklęć. Z podobnego powodu miasteczko nie posiada w ogóle umocnień – w końcu żadnej bestii i tak nie uda się wtargnąć do jego centrum. Okolice San Virgado również należą do dość bezpiecznych, przynajmniej jeśli chodzi o demony.
  • Targ – Bazar jest otwarty przez cały tydzień, zaopatrując mieszkańców w najpotrzebniejsze produkty, a pielgrzymom zapewniając możliwość zakupu "pobłogosławionych" dewocjonaliów i wątpliwego pochodzenia "relikwii".

Bohaterowie


Tancred de Mertalia

Pierwszą nauką, która Tancred otrzymał już w dzieciństwie od swego ojca, było to, iż z każdej sytuacji należy wyciągnąć jak najwięcej dla siebie. Trzeba przy tym dodać, że pod czujnym okiem rodzica przyswoił tę lekcję nadzwyczaj dobrze, a wedle opinii wielu uczeń przerósł mistrza. Jakkolwiek by nie było, Tancred jest dziś właścicielem sporych, jak na szlachcica nie cieszącego się specjalnymi względami cesarza, włości, kilkunastu wsi i udziału w wielu bardzo intratnych inwestycjach. Przede wszystkim w San Virgado.

Oczywiście, nie do wszystkiego doszedł sam – te ostatnie odziedziczył po ojcu, podobnie jak ogromną niechęć do Wolfganga de Calanthe, połączoną z zupełnym brakiem poszanowania dla ustawionego przezeń prawa, i zobowiązania wobec kilku niebezpiecznych i wpływowych ludzi, z którymi jednak lepiej nie pokazywać się publicznie. Po tym, jak ojciec Tancreda powrócił z kampanii nildheimskiej, pożyczył spore sumy od ludzi mocno związanych z półświatkiem Dominante i, jak się później okazało, Eskryjczykami. Pieniądze te były mu potrzebne na wykup posiadłości i ziemi w San Virgado – inwestycji niezwykle obiecującej, lecz obciążonej długiem wobec przestępców, który po śmierci ojca przeszedł na syna. Tancred póki co przystaje na te warunki, lecz ciągle szuka sposobu, by zakończyć niewygodną i niebezpieczną współpracę.

Wygląd
De Mertalia jest typowym Kordyjczykiem – z jednej strony wydaje się być uprzejmy i serdeczny, z drugiej pełno w nim pych, buty i zadufania. Tylko twarz, która postarzają wąsy, zdradza jego wiek, a on sam robi wszystko, by zachować formę i by nie było widać jego czterdziestu kilku lat. Nosi się wytwornie i elegancko, dbając o to, by nie popaść w przesadę, a jednocześnie stara się dotrzymać kroku modzie panującej w Dominante.

Porady dotyczące odgrywania
Tancred spędza czas na przemian w San Virgado, swym dworku i rzadziej w Dominante. Właściwie cały czas jest zajęty swoimi interesami, spotykając się z ludźmi, którzy mogą pozwolić mu zwiększyć zyski. Spotkanie z nim nie będzie łatwe, jeśli nie zaoferuje mu się czegoś, co może przynieść mu spore korzyści. De Mertalia paranoicznie boi się, iż ktoś odkryje jego powiązania z eskryjskimi buntownikami, którzy czasem wykorzystują jego posiadłości jako magazyny, a jego samego jako informatora lub wtyczkę, która zajmuje się oficjalną lub półoficjalną częścią ich przedsięwzięć. Tancred posiada niewielką świtę złożoną z utrzymywanych przez siebie szlachciców, którym powierza opiekę nad częścią swoich włości i pilnują jego interesów. Prócz tego utrzymuje na swych ziemiach grupę informatorów, z których korzystają też Eskryjczycy.

Walka
Jak każdy kordyjski szlachcic dumny ze swej narodowej szkoły szermierczej Tancred walczy bardzo nieskomplikowanie – zasypuje agresywnymi pchnięciami na korpus, nie pozwalając przeciwnikowi nawet na chwilę odetchnąć. Nieco gorzej idzie mu z defensywą, więc woli jej unikać.

Budowa13Refleks12Blef4Czytanie emocji3
Wiarygodność13Fechtunek13Etykieta3Jeździectwo2
Zręczność10Autorytet11Pistolet2Rapier3
Opanowaine13Strzelanie13Zbieranie informacji4
Spryt15Wiedza ogólna12
Wytrwałość9Dusza35
Spostrzegawczość11Wiara7


Pozostałe umiejętności szlacheckie na 1.

Szkoła szermiercza: Kord
Biegłości: Błyskawiczny atak

Akcje szermiercze:
Ruch: Kroki(3), Praca nóg(1), Unik(2), Odskok(9)
Rapier: Pchnięcie proste(5), Pchnięcie ze zwodem(-2), Ponowienie(0), Wypad(1), Pchnięcie pozorne(5), Zbicie(4), Zasłona II(8), Zasłona I(9), Riposta(2), Wyprzedzenie(-4)
Zwarcie: Atak(3), Obrona(4)

Sojusznik: Nie

Biskup Avgusto de Gualdierro

Gdy biskup przybył do San Virgado, a miało to miejsce jeszcze przed przywiezieniem relikwii, wiele osób zadawało sobie pytanie, komu duchowny musiał podpaść, że został zesłany na ten kraniec świata. De Gualdierro nie zamierzał jednak nikomu się spowiadać ze swoich grzechów. Zamiast tego zaczął intensywnie pracować nad swoją diecezją, starając się zjednać sobie okolicznych proboszczów i ludność. Chwycił też za pysk lokalny urząd inkwizycyjny tak, że ten zajął się jedynie tępieniem deviria i wyszukiwaniem czarnoksiężników, a nie dręczeniem prostych ludzi. Dzięki swym odważnym i bezkompromisowym posunięciom został szybko zaakceptowany przez lokalną społeczność. Wszyscy wychwalali biskupa pod niebiosa i dziękowali Jedynemu za zesłanie im dobrego pasterza z prawdziwego zdarzenia. Biskup stał się niepodważalnym autorytetem i wzorem do naśladowania dla wszystkich.

Szczytem naiwności byłoby jednak sądzić, iż duchowny został zesłany na prowincję ze względu na swoje cnoty, talent organizatorski i nieposzlakowaną opinię. Znalazły się nawet osoby, które próbowały dotrzeć do informacji o tym, dlaczego biskup trafił do San Virgado. Dwie pierwsze poddały się natychmiast po tym, jak natrafiły na mur milczenia. Trzecia zniknęła bez śladu, gdy tylko udało się jej odnaleźć śledczego, który zajmował się zniknięciami dzieci w Grande. Prawda o tym, czym biskup zajmował się w stolicy miała nigdy nie wyjść na jaw.

Możliwe jednak, że wyjdzie kiedyś w San Virgado. Avgusto powstrzymał co prawda na jakiś czas swe nieczyste żądzę, leczy gdy tylko urządził się dobrze w miasteczku, na nowo rozpoczął swe zwyrodniałe praktyki, szybko znajdując kilku towarzyszy, którzy również lubowali się w dzieciach. Od tego czasu w tej czy innej wiosce zaczęły się niewytłumaczalne zniknięcia. Inkwizycja chciała się tym zająć, ale Avgusto skierował ją do innych działań, tłumacząc, iż jest to zapewne sprawka dzikich zwierząt. Czas obfitości zaczął się jednak dopiero po pojawieniu się pielgrzymów – ci byli tu zupełnie obcy, nie wiedzieli do kogo się zwrócić, gdy ginęło im potomstwo. Gdy zaś ktoś nie zamierzał pogodzić się z okrutnym wyrokiem losu, był uciszany przez ludzi biskupa.

Wygląd
Avgusto jest dobrze zbudowanym, energicznym i pomimo swoich 60 lat wciąż przystojnym mężczyzną. Stara się jak najlepiej odgrywać rolę zatroskanego o swą trzódkę kapłana, wiecznie zajętego jej doglądaniem. Nosi dość skromne, jak na kordyjskiego kapłana, szaty, zawsze są one jednak dobrze skrojone i starannie wykonane.

Porady dotyczące odgrywania
Biskup bardzo dba o to, by jego bestialskie praktyki nie zostały odkryte. Pedantycznie dobrał sobie towarzyszy spośród patrycjuszy zamieszkujących w diecezji i podzielił między nich zadania konieczne do kontynuowania ponurego procederu. Jednocześnie bacznie obserwuje odpowiedzialnych za pozbywanie się dzieci, które znudzą się zwyrodnialcom, ci bowiem najłatwiej się łamią i dwóch musiał już zlikwidować. Korzysta w tym celu z usług utrzymywanego przez siebie w mieście zabójcy, podobnie jak w sytuacjach, gdy trzeba pozbyć się kogoś, kto nadmiernie interesuje się całą sprawą. Spotkania całej szajki odbywają się w domostwie jednego z członków – bogatego kupca. Całość zabezpiecza zwykle kilku wynajętych oprychów, a także zabójca służący Avgusto. W diecezji, poza może de Mertalią i kilkoma najlepiej poinformowanymi osobami, nikt nie podejrzewa biskupa, który cieszy się opinią niemal świętego i nie jest dobrym pomysłem oczerniać go wśród mieszkańców.

Budowa9Refleks12Blef4Czytanie emocji4
Wiarygodność15Fechtunek11Etykieta3Jeździectwo1
Zręczność10Autorytet13Teologia4Rapier1
Opanowaine15Strzelanie12Zbieranie informacji3
Spryt14Wiedza ogólna13 Historia4
Wytrwałość11Dusza35Okultyzm2
Spostrzegawczość11Wiara5


Pozostałe umiejętności szlacheckie na 1.

Sojusznik: Nie

Viggo de Cantarra

Niewielu ludzi wycierpiało w życiu tyle, co kawaler de Cantarra. Jeszcze mniej było takich, którzy, podobnie jak on, sobie na to niczym nie zasłużyli. O tym, że było z nim coś nie tak wiedziano już od jego dzieciństwa – uciekały odeń wszystkie zwierzęta, inne dzieci nie chciały się z nim bawić i często już na sam jego widok wybuchały płaczem. Dorosłych nawiedzały dziwne sny, dopadały tajemnicze bóle głowy i zasłabnięcia. Niektórym, jak malarzowi Giordano de Mirra, zdarzały się w towarzystwie malca przywidzenia, wedle których cienie sięgały po niego, a czasem w lustrze lub patrząc kątem oka, można było dostrzec, że ktoś tuż przy nim stoi. Prócz tego artystę męczyły koszmarne wizje piekieł i otchłani, co w efekcie doprowadziło do załamania psychicznego. Wszystko wyjaśniło się, gdy Viggo miał 9 lat i nastąpił pierwszy atak.

Stało się to bez jakiegokolwiek uprzedzenia. W jednej chwili chłopak spożywał z rodzicami wieczerzę, a w następnej jego oczy zaszły mgłą, po pokoju zaczęła latać porcelana, zagrażając wszystkim prócz samego Vigga. On sam na przemian wieszczył i mówił w nieznanych nikomu językach. Jak się później okazało, był to wyjątkowo archaiczny nordyjski i Bel-Tar. Zawezwany ksiądz niewiele był w stanie zrobić – nie potrafił nawet odprawić prostych egzorcyzmów. Wezwano czym prędzej specjalistę, potem następnego i kilku kolejnych, lecz żaden nie był w stanie nic poradzić. Rodzina de Cantarry poświęciła majątek na księży, szarlatanów, a nawet jednego czy dwóch prawdziwych magów, którzy mieli pomóc ich synowi. Wszystko na marne.

W wieku 17 lat Viggo opuścił rodzinny dom. Choć jego rodzina w żaden sposób go do tego nie zmuszała, uznał, iż tak będzie najlepiej, szczególnie, że ród miał potencjalnych dziedziców w osobie jego braci. Młody szlachcic rozpoczął wędrówkę po Kordzie, starając się znaleźć wiedzę lub osobę zdolną mu pomóc, desperacko chwytając się każdej szansy, która się przed nim pojawiała. Tułaczka ta – pełna niebezpieczeństw, ciągłego ukrywania się, kilku brawurowych ucieczek przed inkwizycją i motłochem oraz wielu gwałtownych starć – doprowadziła go do San Virgado. Tutaj zdarzył się cud – cud prywatny i nikomu prócz Vigga nieznany. Magiczne dolegliwości, które trawiły go od lat, zniknęły jak ręką odjął. Czasem jeszcze zdarzały się jakieś mniej uciążliwe efekty przekleństwa, lecz żarliwa modlitwa pozwalała i je przełamać. Arystokrata nie mając wątpliwości, iż jest to efekt działania relikwii, natychmiast zdecydował się zamieszkać w mieście, gdzie w końcu mógł zacząć prowadzić normalne życie.

Wygląd
Viggo jest spokojnym, poważnym trzydziestolatkiem o ciemnej karnacji, takich również włosach oraz niezwykle inteligentnym i przenikliwym spojrzeniu. Pozostaje w dobrej formie, a lata podróżowania i niebezpieczeństw uczyniły go silnym i twardym. Ubiera się skromnie, starając się jedynie dyskretnie podkreślać swój stan.

Porady dotyczące odgrywania
Lata życia jako przeklęty pozostawiły wyraźny ślad na Viggo. Prowadzi bardzo skromny, ascetyczny wręcz tryb życia i jest niesamowicie religijny, a przy tym wierzący. Niewiele jest w nim kordyjskiej pychy, a choć duma i poczucie honoru pozostały, to dominuje wdzięczność i pokora wobec stwórcy Pomimo tego, iż Viggo stroni od uciech, jest teraz naprawdę szczęśliwym człowiekiem i korzysta z życia na tyle, na ile pozwala mu przekleństwo. Tego ostatniego miewa zaś czasem nawroty, choć w bardzo łagodnej formie – właściwie jedyna rzecz, która może go zdradzić, to chłód, który wokół niego panuje. W dawnych czasach temperatura potrafiła obniżyć się wokół niego nawet o dziesięć stopni, teraz ledwo o trzy czy cztery. Pomimo to Viggo bardzo się pilnuje, regularnie się modli i prosi o łaskę, a w jego domostwie w każdy chłodniejszy dzień płonie potężny ogień, który ma zatuszować ewentualne spadki temperatury.

Przekleństwo Vigga jest rozpoznawalne przez magów po teście wiedzy magicznej oraz dla karyjskich egzorcystów po skorzystaniu z magii naturalnej – potrafią oni dostrzec tuż za szlachcicem mocno rozmytą, cienistą postać, która porusza się za nim krok w krok. Szlachcic co prawda pogodził się już z swą dolegliwością i zaakceptował fakt, iż będzie mieszkał w San Virgado do końca życia, ale jeśli ktoś przedstawi mu rozsądny sposób pozbycia się cieni, to de Cantarra prawie na pewno się zgodzi.

Walka
Lata życiu na szlaku nauczyły Vigga niejednego. Co prawda miałby on pewnie niewielkie szanse w eleganckim pojedynku, ale w gwałtownym i niezbyt czystym starciu jest niezwykle niebezpieczny. Nie wykorzystuje technik szkoły kordyjskiej, bo po prostu ich nie zna, ale zamiast tego ma na podorędziu kilka nieczystych sztuczek. Walczy agresywnie, korzysta z lewaka, wchodzi szybko w zwarcie i tam, korzystając ze swej siły, demoluje przeciwnika. Walczy zawsze brutalnie i wykorzysta każdą szansę, by powalić nieprzyjaciela.

Budowa14Refleks12Blef3Muszkiet2
Wiarygodność9Fechtunek14Etykieta1Jeździectwo3
Zręczność14Autorytet13Wiedza magiczna3Rapier4
Opanowaine14Strzelanie14Zbieranie informacji2
Spryt12Wiedza ogólna10 Ukrywanie3
Wytrwałość14Dusza63Okultyzm3
Spostrzegawczość13Wiara15


Pozostałe umiejętności szlacheckie na 1.

Biegłości: Błyskawiczny atak, Cios głową, Dynamiczne wejście, Oburęczność, Walka z lewakiem

Akcje szermiercze:
Ruch: Kroki(4), Praca nóg(2), Unik(2), Odskok(9)
Rapier: Pchnięcie proste(2), Pchnięcie ze zwodem(3), Ponowienie(0), Wypad(2), Pchnięcie pozorne(6), Zbicie(7), Zasłona II(7), Zasłona I(8), Riposta(2), Wyprzedzenie(-4)
Zwarcie: Atak(3), Obrona(4)

Sojusznik: +10%

Reinhard de Salazar

Każdy kto zna Reinhardta wie, że swoją wiedzą teologiczną mógłby zawstydzić większość duchownych i niejednego uczonego. Choć on sam nie ma się za takiego i nie ukończył żadnej akademii, nie ma w San Virgado sobie równych, jeśli chodzi o znajomość prawd wiary, historię kościoła i zagadnień teologicznych. Reinhardt studiuje je od lat, choć trudno powiedzieć, by robił to z przyjemnością.

De Salazar zajął się studiami od momentu, gdy przy porodzie zmarła jego żona. Szlachcic chciał zrozumieć, czemu tak srodze ukarał go los i spróbować się z nim pogodzić. Gdy w końcu prawie mu się to udało, przyszedł kolejny cios – okazało się, że jego córka jest głęboko upośledzona i właściwie nie może sama funkcjonować. Reinhardt ponownie zagłębił się w księgi, w pierwszej chwili chcąc znaleźć ukojenie. Jakiś czas później zaczął jednak szukać sposobu na odwrócenie fatum. Od tego czasu zaczął polować na świętych, relikwie i cuda. W ten sposób Reinhardt trafił ostatecznie do San Virgado, lecz i tu spotkał go zawód. Choć wybłagał u samego biskupa, posiłkując się przy tym swoimi kontaktami i sporym datkiem na kościół, by jego córka mogła dotknąć relikwii, na co de Gualdierro zezwalał tylko w specjalnych przypadkach, to nie przyniosło to żadnego efektu. De Salazara dobił zaś jeszcze tego samego dnia widok cudownego uzdrowienia w katedrze, którego był naocznym świadkiem.

Od tego czasu stracił całą wiarę w cel swej pracy i energię do jej wykonywania. Od dwóch lat mieszka z córką w San Virgado, gdzie nadal prowadzi niemrawe badania historyczne. Nie ma specjalnego pomysłu na dalsze życie, wegetuje więc, podobnie jak jego córka, czekając na cud.

Wygląd
Reinhardt, choć dopiero niedawno skończył 40 lat, wygląda na znacznie więcej. Na łagodnej twarzy swoje piętno odcisnęło szereg trosk, z którymi musiał zmierzyć w swoim życiu. Choć wierna służba dba o to, by chodził porządnie ubrany, on sam nie przywiązuje do tego wagi. Jest dość drobnej budowy i nie jest zbyt wysportowany, będą człowiekiem nauki, a nie czynu.

Porady dotyczące odgrywania
W dziedzinie teologii Reinhardt jest niewątpliwym autorytetem, a ponieważ jest człowiekiem niezwykle życzliwym, może służyć wiedzą właściwie każdemu, kto go o to poprosi. Większą część swojego czasu spędza w domu przy córce i tylko wieczorami wychodzi na spacer, chcąc zasięgnąć najświeższych informacji. De Salazar zna większość plotek z ostatnich lat – także tych niepokojących – o znikających dzieciach, tajemniczych spotkaniach biskupa i ciemnych sprawkach de Mertalii, choć tymi rewelacjami dzieli się już znacznie mniej chętnie.

Budowa10Refleks11Teologia7Czytanie emocji2
Wiarygodność12Fechtunek12Etykieta2Jeździectwo1
Zręczność10Autorytet13Historia4Okultyzm2
Opanowaine11Strzelanie11Zbieranie informacji2
Spryt14Wiedza ogólna16
Wytrwałość11Dusza75
Spostrzegawczość11Wiara15


Pozostałe umiejętności szlacheckie na 1.

Sojusznik: +20%

Pomysły na przygody


Szukając grzechu
Pewnego dnia bez jakiegokolwiek ostrzeżenia i w niewytłumaczalny sposób relikwia traci swoją moc. Zostaje to natychmiast zauważone, bo dłoń przemienia się na oczach kilkuset wiernych w starą, mocno już zasuszoną i wyeksploatowaną kończynę, a kilka dni później zaczyna gnić. Na wieść o tym zarówno biskup, jak i de Mertalia natychmiast podejmą kroki mające na celu wyjaśnienie całej sprawy. Bohaterów można umieścić w świcie jednego z nich i to właśnie im, jako najbardziej zaufanym, wyznaczyć zadanie odkrycia źródła przemiany i ewentualnego jej odwrócenia. Równie zdesperowany jak możni jest Viggo, którego wkrótce dopadnie nawrót przekleństwa i który na własną rękę spróbuje wyjaśnić całe zajście. Tymczasem w mieście zacznie wrzeć – z jednej strony pojawią się pątnicy nawołujący do pokuty, a z drugiej zacznie się polowanie na grzeszników, heretyków i czarownice, którzy wszak mogą być odpowiedzialni za to, iż Jedyny odwrócił wzrok od San Virgado. Nie potrzeba dużo czasu, żeby doszło do samosądów, kamieniowań i rozpalania stosów.

Powodem utraty moce przez relikwię może być czarnoksiężnik ukrywający się w mieście, lecz scenariusz da się zbudować, przyjmując, iż wywołało ją nagromadzenie bestialstw biskupa. Ów, gdy tylko odkryje w swoich księgach, że to właśnie on jest wszystkiemu winien, będzie starał się wszystko zatuszować. Każdy, kto spróbuje dociec prawdy, będzie musiał stawić czoła jego oprychom i niechęci mieszkańców. Na początkowym etapie śledztwa prawdopodobną ofiarą może być też Viggo, którego przekleństwo może ujawnić się w każdej chwili, co doprowadzi go w zaistniałej sytuacji nieuchronnie do zguby. Jeśli więc bohaterowie nie przeprowadzą dokładnego śledztwa lub pośpieszą się z wydaniem wyroku, postaraj się, by mogli dowiedzieć się prawdy i ewentualnie zapłacić lub odpokutować swój błąd.

Zerwany sojusz
Jednej ze stron układu, jaki mieli zawarty między sobą de Mertalia i biskup de Gualdierro, sprzykrzyło się dzielenie zyskami i postanowił wyeliminować swojego rywala. Możliwe, że któraś ze stron popadła w kłopoty finansowe – de Mertalia mógł nagle zostać zmuszony do szybszej spłaty długu i potrzebuje większych wpływów, choć z drugiej strony może nim kierować najzwyklejsza w świecie chciwość. Jak by nie było, zaczyna się rozgrywka o San Virgado, a obie strony będą potrzebować każdego, kto tylko będzie im w stanie udzielić pomocy. Bohaterowie mogą zostać poproszeni o pomoc zarówno przez biskupa, jak i arystokratę po to, by dobrać się do skóry nieprzyjacielowi lub bronić swego mocodawcy.

Żadna ze stron nie zamierza przebierać w środkach – de Mertalia naśle na biskupa wizytację z archidiecezji i spróbuje skompromitować w jej trakcie, zacznie również badać sprawę tajemniczych spotkań duchownego. Avgusto poszczuje arystokratę inkwizycją i zainteresuje cesarski kontrwywiad jego ciemnymi sprawkami. Żeby zaś tego było mało, w mieście rozpocznie się cicha wojna między ludźmi lojalnymi obu stronom. Nie potrzeba dużo czas, by pojawiły się pierwsze trupy, a w miasteczku doszło do eskalacji konfliktu, w trakcie którego i inni mieszkańcy zechcą wyrównać między sobą rachunki.

Heretyk
Któregoś dnia na ulicach San Virgado pojawia się tajemniczy mężczyzna, który zaczyna głosić, iż oddawanie czci przedmiotom jest sprzeczne ze słowami proroka i urąga Jedynemu. Wedle jego słów prawdziwa wiara jest wewnątrz człowieka i to ona zdolna jest czynić cuda. By tego było mało – uzdrawia on wpierw dziecko jednego z pielgrzymów, a potem przywraca zmysły szaleńcowi. Zaraz potem znika – tuż przed pojawieniem się straży, która chce go pojmać. Zdarzenie powtarza się jeszcze dwukrotnie tego samego dnia z podobnym rezultatem. W miasteczku zaczyna wrzeć, gdy mieszkańcy i przyjezdni zaczynają dzielić się na dwa obozy – jedni potępiają rzekomego świętego, drudzy uważają go za inkarnację proroka.

Zareagować muszą oczywiście zarówno biskup do spółki z urzędem inkwizycyjnym, jaki i de Mertalia, któremu heretyk może odebrać klientów i ściągnąć na głowę inkwizycję. Któryś z nich może poprosić bohaterów, by koordynowali poszukiwania lub dokonali ich samemu, po cichu i doprowadzili do swego mocodawcy cudotwórcę. Już następnego dnia zaczyna się polowanie, bo obie strony chcą ukrócić szkodliwą dla nich działalność. Prócz tego prywatne śledztwa zaczną Viggo de Cantarra i Reinhardt de Salazar, obaj mając nadzieję, iż święty mąż zechce im pomóc. W podobny sposób mogą zostać wplątani bohaterowie, którzy przybyli do San Virgado w poszukiwaniu cudu. Najlepszy rozwiązaniem byłoby zaś połączenie tych dwóch metod – z jednej strony bohaterowie muszą pojmać, lub co gorsza zabić heretyka, a z drugiej desperacko oczekują na cud. Co wybiorą? Jak zareagują, gdy na takowy dokona się ich oczach?

Kim zaś jest poszukiwany? Możliwe, że szalonym magiem, który uwierzył, że jego moc pochodzi od Jedynego lub czarownikiem, któremu udało się odkryć jeden z dawno zapomnianych darów Rodian. Możliwe też, że relikwia oddziałuje przez tego człowieka i pozwala mu czynić cuda wedle jego woli. Niewykluczone też w końcu jest to, iż w mieście pojawił się prawdziwy święty, który wypełnia jeno wolę Jedynego.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Czarodziej.goblin
   
Ocena:
0
Przeczytałem całość i mi się podobała. Przyznam, że lokacja przypadła mi bardzo do gustu. Pomysły na przygodę również są niczego sobie.

Joseppe, zwróć uwagę na błąd przy formatowaniu tekstu. Porady dotyczące odgrywania przy postaci Viggo i Biskupa są źle ułożone w tekscie.
23-07-2007 16:18
Joseppe
    @Czarodziej.goblin
Ocena:
0
dzieki za czujne oko, poprawilem :)
23-07-2007 22:39
Mroczny Pomiot
   
Ocena:
0
Gratuluję świetnego tekstu, bardzo inspirujący.
24-07-2007 05:12
~Hipiss

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Hm... głowy nie dam, ale czy ten tekst przypadkiem nie pojawił się kiedyś w Gwiezdnym Piracie? ;>
24-07-2007 09:16
Wojewoda
   
Ocena:
0
Bardzo dobry tekst, co więcej reprezentuje sobą wszystkie dobre strony tego czego mi w Monastyrze brakuje (rozmawialiśmy o tym niegdyś w pociągu powrotnym z Imlali Gruszczy).
24-07-2007 19:25
~M.M

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Tekst super, ale był już w Gwiezdnym Piracie. Trochę nieładnie tak publikować rzeczy publikowane gdzie indziej. Nie zmienia to jednak faktu, że opis jest super - to prawie gotowy scenariusz. W końcu nie bez przyczyny znalazł się w GP.
15-08-2007 09:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.